Byłem wycieńczony, z rany na moim boku ciekła krew. Rana była płytka i wąska, ale okropnie bolała. Mimo wszystko wciąż biegłem naprzód, byłem w jakimś lesie. Do o koła mnie rosło dużo brzóz, kilka wiekowych dębów i parę topól. Po leśnej ściółce biegały mrówki, nosząc ziarenka piasku i igły, które nie mam pojęcia skąd wzięły. Przecież w okolicy nie rosły drzew iglaste. Obok mnie rosło kilka krzaków borówek. Uświadomiłem sobie że właśnie stanąłem, zdecydowałem że tu mogę sobie na chwilę odpocząć. Sam nie wiedziałem gdzie jestem, a co dopiero wilki które mnie tropiły. Po za tym wątpię żeby wysyłali pościg za jednym, dość mizernym niewolnikiem*. Rozejrzałem się do o koła żeby znaleźć miejsce w którym na chwilę przycupnę. Muszę poukładać sobie w głowie wydarzenia z ostatnich dni. Usadowiłem się pod konarami rozłożystego dębu, westchnąłem. Nikomu wcześniej nie udało się uciec. Jak to zrobiłem? Nie wiem, nie mam pojęcia. Pewnie tylko dlatego że miałem szczęście. Strażnik który pilnował mnie i mojej siostry był nowy. Możliwe nawet że również młodszy ode mnie, tak się składało że akurat w tedy chrapał sobie smacznie. W tedy moja siostra jeszcze żyła, teraz zapewne nie. Razem podkradliśmy się do niego cichaczem, udało nam się wymknąć. Niestety, strażnik obudził się kiedy wychodziliśmy. Stoczyłem z nim walkę, mimo niepozornego wyglądu okazał się świetnym wojownikiem. To jemu zawdzięczam tę ranę na moim boku. Złapał z powrotem moją siostrę, ale ja pobiegłem w las. Biegłem przez dwa dni i dwie noce. Przed siebie. Bez celu. Chciałem uciec przed pościgiem którego pewnie i tak nie było. No i teraz jestem tu, w tym miejscu. Strasznie chciało mi się jeść, ale byłem również bardzo zmęczony. Postanowiłem posiedzieć tu troszkę, ale nie zasypiać, wolałem zachować czujność. Na mchu było tak przyjemnie i miękko, przymknąłem oczy, tylko na chwilkę. Otworzyłem je znacznie poźniej, widocznie się zdrzemnąłem. Czułem się lepiej, jednak rana wciąż piekła, a w brzuchu burczało mi z głodu. Postanowiłem zapolować. Zacząłem węszyć, zauważyłem trop sarny i podążałem za nim, wciąż pogrążony w rozmyślaniach. Byłem już tuż, tuż, już widziałem tą sarnę. Nagle usłyszałem niepokojący szelest w krzakach który przepłoszył zwierzynę. Nagle zobaczyłem że zza krzewów wychodzi wilcza sylwetka. Słońce świeciło z tamtej strony, przez co nie mogłem dostrzec szczegółów.
- Witam szanownego... eeem - powiedziałem, nie widząc czy wilk stojący prze de mną to wadera czy basior. - Pana? - stwierdziłem, właściwie to spytałem.
<<Ktoś dokończy?>>
*Radziłabym ci przeczytać jego historię, bo wątpię żebyś bez tego ogarnął to opowiadanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz